Znów zaniedbałam bloga. Zacznę więc od zaległości, czyli króciutkiej recenzji cyklu "Dzieci Ziemi" Jean M. Auel. Na początku było dziecko, samotna sierota, bo bliscy zginęli w trzęsieniu ziemi. I był Klan, który zaopiekował się dzieckiem Innych. Różniło ich wszystko - język, mentalność, zachowanie, nawet wygląd. Łączyło ich wszystko - zwykłe ludzkie uczucia. Dziewczynka dorastała ucząc się życia w nowych warunkach. Nie było łatwo. W dodatku kochający opiekunowie, jedyna rodzina jaką znała i pamiętała powtarzali, że powinna odejść, poszukać swoich. Buntowała się przeciwko temu, aż życie zdecydowało za nią. Długi czas młoda kobieta spędziła samotnie na zimnych stepach krainy lodowcowej. A później spotkała mężczyznę, który wszystko zmienił... Więcej w książkach ;-)
A w tzw. międzyczasie porobiło się kilka mini chust z wełny od
Gackowej . Nici są śliczne i cieniutkie. Ale mało mi było kolorów, to część sobie pomalowałam. I wyszło takie coś:
Po raz kolejny przekonałam się też, że farbowanie czesanki nie bardzo mi wychodzi. Wełna miała być czerwono-zielona jak jabłko, a wyszedł Kanion Kolorado o zachodzie słońca ;-) Też ładnie, ale lubię jak coś co robię chociaż trochę podobne jest do tego co zaplanowałam ;-)